Czyli relacja z 12-godzinnego biegu towarzyszącego Mistrzostwom Polski 2019 w biegu 24-godzinnym w Supraślu, znanym także jako Bieg Dookoła Kościoła.
1. Zjeść kaszę na śniadanie
Oficjalna Kasza Vege Runners, soczewica, tofu, pestki dyni, płatki drożdżowe… Taki obiad, może tylko bez warzyw, bo to jednak nie pora.
2. Cisnąć na Grand Prix
Tydzień po półmaratonie miałem nadzieję na jakąś super bądź hiper-kompensację, więc zacząłem tempem na życiówkę. Nie wyszło. Powoli za to uczę się biegać pozytywne splity… Czas wyszedł nawet niezły, ale nigdy się tak jeszcze nie zajechałem na GP. Pierwszy raz musiałem po prostu na mecie walnąć się na trawę.
3. Zjeść w Vege Love
Jak wiadomo do odładowania węgli najlepszy jest jak najbardziej tłusty makaron. Sprzyja też temu dobre towarzystwo.
4. Na godzinę przed startem dopchać się pizzą
Na początku byłem sceptyczny co do tego pomysłu, ale Julek już dzień wcześniej o tym wspominał. Jak się zbliżaliśmy do Białegostoku to w ogóle zrobił nam guilt trip, że właściwie to on tylko po to jedzie, żeby nowej greckiej w Gram OffOn spróbować. Nie dało się odmówić. Pomysł okazał się zaskakująco dobry, pizza była świetna (nie tylko grecka, w ogóle wszelkie wegańskie tam można polecić). Poczucie najedzenia też zostało na bardzo długo, a rewelacji żołądkowych było mniej niż można by się obawiać.
5. Dobrać odpowiednią imprezę
Taką, w trakcie której największa konkurencja jest zajęta czymś innym, np. jeszcze ważniejszym dla nich biegiem. Sprawdza się też doskonale dla parkrun’ów. Ekstra plus jeśli impreza jest w pełni wegańska – tutaj tylko lokalne władze zawaliły fundując sękacze, jako niektóre z nagród na 24h. Na szczęście na 12h ich nie było i oszczędziło mi to rozkminiania, czy konstruktywnie jest odmawiać w takiej sytuacji.
6. Pić colę z własnego kubka
Pierwsze dwie wypiłem z jednorazówek, po czym dostałem wyrzutów sumienia, że przecież na takiej imprezie to wyjdzie po kilkadziesiąt kubeczków na uczestnika. Paranoja jakaś! Zrobiłem więc chwilkę przerwy na wygrzebanie swojego składanego kubka z torby. Tutaj ukłon w stronę Pająka, żeby może znalazł jakiegoś producenta, który robi customowe nadruki na takich i żeby pojawiły się w naszym sklepie.
7. Odpuścić festiwal piwa na dzień przed
No wiem, herezja. Tym razem jednak mam wrażenie, że na kacu i niewyspanym by się gorzej biegło. Wyrazy zazdrości dla tych, którzy się wybrali.
8. Nie znać swoich możliwości
Miałem tak bardzo luźno zarysowany przed startem 3-poziomowy plan:
C – 50km, bo za tyle był medal
B – 67km, bo to by był mój nowy rekord dystansu
A – 50 mil, czyli circa 80km, bo to taka typowa liczba dla biegów ultra. No i skoro po górach przebiegłem 66km, to na płaskim powinno być trochę łatwiej…
9. Nie ubierać się ciepło
T-shirt i krótkie spodenki nawet jak cała reszta uczestników wygląda już jakby na wyprawę na biegun się wybierała. Zimniej to szybciej, jeśli robi się za zimno, to znaczy, że trzeba przyspieszyć.
10. O wygrywaniu nie myśleć za wcześnie
Pierwszy raz zwróciłem uwagę na konkurencję około 25km. Prowadzący (pozdrowienia dla Mariusza) miał wtedy 27km. Pomyślałem, że to pewnie nie moja liga zupełnie i skupiłem się na swoim tempie i celach. Dopiero gdzieś po 60km, kiedy ciągle biegło mi się świetnie, dostrzegłem, że ta przewaga nie wzrosła i wciąż wynosi 2km. Wtedy powoli zaczęła we mnie narastać ambicja i irytacja tą dwójką przed moim nazwiskiem. Na wszelki wypadek wciąż starałem się sobie powtarzać, że poziom i forma konkurentów to coś, na co nie mam wpływu i skupiać się na moim celu. Ambitnie i pod wpływem dobrego samopoczucia zwiększył się on wtedy do 100km poniżej 10h.
Na objęcie prowadzenia ostatecznie musiałem poczekać do około 95km, przez kilka kolejnych kilometrów jeszcze starałem się przycisnąć. Jednak po zaliczeniu tych 100km w 9h 48’ (hurra!) zacząłem sobie już trochę odpuszczać i robić więcej przerw. Nie byłem pewny, czy mój największy konkurent zupełnie się wycofał, czy może jeszcze ma zamiar wrócić do rywalizacji. Mimo braku ambicji na starcie, jak już się w tę rywalizację wczułem, utrata prowadzenia na pewno byłaby frustrująca.
11. Być introwertykiem
Przynajmniej na tyle, żeby wizja 12 godzin w towarzystwie własnych myśli, nawet bez muzyki ani audiobooka, wydawała się atrakcyjna.
12. Mieć wspaniały support
W szczególności motywowało mnie, że po kilku godzinach Pająk i Julek np. ubezpieczając akurat trasę, wyglądali na dużo bardziej zmęczonych i zmarzniętych niż ja się czułem. Utwierdzało mnie to w przekonaniu, że startując dokonałem dobrego wyboru.
Na koniec podziękowania dla organizatorów, kibiców i oczywiście supportu oraz gratulacje dla wszystkich, którzy uczestniczyli (a dla tych co biegli 24h to również wyrazy współczucia).
Andrzej Ruszczewski
P.S. Autor nie bierze odpowiedzialności za trafność którejkolwiek z powyższych porad, a w celu sprawdzenia swoich możliwości zaleca się po prostu spróbować.