Rok temu powiedziałem sobie, że wrócę do formy sprzed lat, a może nawet ją poprawię. Na krótkie dystanse jeszcze nie ma przełożenia (wierzę, że będzie), ale na setki już tak. Dystanse w okolicach stu kilometrów w tym roku to zdecydowanie moja najmocniejsza strona. Tegoroczne starty za sobą to: Transgrancanaria 125, Ultramaraton Podkarpacki 115km, Ultra Turyngia 100km. Po złamaniu dziesięciu godzin w górskiej setce (setka setce nierówna), ostrzyłem sobie zęby na płaską stówę. Chciałem sprawdzić się i nie będę ukrywał, że walczę o przepustkę na Spartathlon. Zawody w Lipsku namierzyłem podczas wyjazdu na Ultra Turyngia. Nigdy płaskiej stówy nie biegłem. Mój debiut. Trasa do końca to płaska na koniec nie wyszła, bo całkowite wzniesienie terenu zegarek pokazał +430 metrów.
Trasa 100km = 10×10. Start rano 6.00
Dziesięć pętli, każda po dziesięć kilometrów z punktami rozmieszczonymi co trzy kilometry, plus główny punkt w miejscu start/meta. Piękna trasa. Nie było tylko i wyłącznie asfaltu klepania. Podczas tej dziesięciokilometrowej pętli biegliśmy przez park, przez las, dookoła jeziora i mostkiem przez rzekę. Podłoże zróżnicowane. Asfalt, drogi leśne, parkowe i szutrowe. Asfaltu z tego wszystkiego było najmniej. Naprawdę super trasa, a wybiegając na każdą pętlę, aż się chciało. Oprócz setki, do wyboru była jeszcze pięćdziesiątka oraz sztafety na sto. Nudno nie było. Powtarzające się twarze, a wręcz wyczekiwanie i obserwowanie rywali było fascynujące. Nie brakło krótkich momentów, gdzie przez chwilę można było biec w samotności, szczególnie podczas obiegania jeziora. Temperatura na ten dzień przewidywana była do dwudziestu ośmiu stopni Celsjusza. Wilgotność o poranku była jednak najbardziej miażdżącą – 90%. Jeszcze pierwszej pętli nie ukończyłem, a wszystko miałem mokre. Na szczęście z każdą godziną było coraz lepiej z wilgotnością. Ale coś za coś. Rosła temperatura, ale ratowały nas chmury i aż do godziny dziesiątej, a nawet jedenastej, gdzie słońce było ponad chmurami, biegło się wcale nie najgorzej. Najsympatyczniej było nad rzeką i jeziorem, gdzie chłód wody podawał wiatr. Wszystko zmieniło się około południa. Gdy tylko słońce wyjrzało oddech zrobił się cięższy. Dobrze, że większość trasy jest zacieniona. Organizatorzy to czynni ultra biegacze i punkty zaopatrzone były wyśmienicie. Podczas biegu żywiłem się niemal tylko i wyłącznie owocami, nie licząc kilku ziemniaków i kilku paluszków. Piłem wodę od organizatora, herbatę i tutejszą cole pamiętającą czasy DDR. Runda piąta, dziewiąta i dziesiąta nie poszła mi tak, jak zakładałem. Dlatego nie złamałem dziewięciu godzin, które były moim celem. Najchętniej powalczyłbym w październiku w Kaliszu o lepszy wynik, ale w tym czasie czeka mnie najdłuższy bieg w tym roku w Chorwacji. Czas jaki wybiegałem to 9 godzin i 9 minut, co dało mi 7 miejsce w ponad pięćdziesięcioosobowej stawce. Tuż za mną przybiegła pierwsza kobieta, a do zwycięzcy straciłem jakąś godzinę.
Sto kilometrów w Lipsku
Runda pierwsza ruszamy
rydwany rozpalamy
sto kilometrów przed sobą mamy
piękne zawody między sobą rozegramy
no to gnamy, gnamy…..
Runda druga nadzieja, że się uda
tempo trzymamy, las przemierzamy
i po parku się rozglądamy
Rundę trzecią już się leci,
z czoła pot się leje,
jeszcze zakręt i na tablicy wyników
zobaczymy co się dzieje
Runda czwarta zrobiła ze mnie charta
najlepszy czas okrążenia wykręcony
chyba w piątej rundzie będę czuł się zmęczony
Runda piąta tak jak myślałem
z sił lekko opadałem, ale chwytam arbuza
i biegnę dalej jak burza
Runda szósta, a na punktach żywieniowych rozpusta
banany, arbuzy, pomarańcze, cytryny
wznoszą mnie na wyżyny
Runda siódma, pierś biegacza nadal dumna
uśmiech na twarzy
wszyscy się pozdrawiamy
Runda ósma w słońcu przygrzewa,
grono ludzi brawami mnie dogrzewa
więcej powietrza potrzeba
Runda dziewiąta i pełnia słońca
biegnę, jakbym gonił zająca
wynik ucieka spod stóp,
meta tuż tuż u wrót
Runda dziesiąta pot z czoła wsiąka
biegnę do ostatniej bazy
Wszystkich na ostatniej pętli pozdrawiam
I na mecie nisko się kłaniam!
Łukasz Pawłowski, wlodec
.