Pięć różnych budzików nastawionych, telefon do najbliższych i do przyjaciół i jedna ta sama prośba, OBUDŹCIE, bo z soboty na niedzielę, nastąpi zmiana czasu a ja mam ważny bieg;) Trochę nerwów przed snem ale i uśmiech na twarzy na dobranoc, to już zaraz….7 rano idealny czas, żeby coś zjeść, ubrać się, wypić wodę i wyjść. Jakieś takie niespokojne serce wyrywa do przodu i bije mocniej, gdy w lustrze dostrzegam na sobie barwy Vege Runnersów. Nie może być źle.
W wagonach metra najlepiej widzimy jak sportowa tego dnia jest Warszawa. Ale to przecież nie tylko warszawiacy biorą udział w tym niezwykłym biegu jakim jest Półmaraton Warszawski, startują w nim także osoby z całej Polski, a nawet z różnych zakątków świata. W niedzielę 26 marca 2017 roku w 12.Warszawskim Półmaratonie wzięło udział 12 180 osób.
Jacyś podobni są do siebie ci ludzie z białymi torbami ostemplowanymi PZU i grafiką przedstawiającą schematyczny fragment stolicy. Ale to nie torby czynią ich podobnymi. Mają jakiś bliźniaczy błysk w oku, uśmiechają się do siebie, porozumiewają bez słowa, bije od nich ta sama energia, podsycana duchem rywalizacji – nie takiej z drugim człowiekiem, ale współzawodnictwem ze sobą samym. Każdy ma swój cel i patent na ten bieg. Każdy pokona trasę 21 km 97,5 metra w swoim tempie, swoim rytmem, zagrzewany od czasu do czasu, orkiestrą i zespołami muzycznymi rozstawionymi na trasie a także wspaniałymi kibicami- im należą się wyjątkowe podziękowania.
O 9.30, załoga Vege Runners spotkała się przy ul. Moliera, żeby zrobić sobie pamiątkową fotkę. Niestety ciałem nie wszystkim udało się dotrzeć na to wydarzenie, ale duchem, niewątpliwie był skład cały. Vege Runersowa ekipa liczyła 34 osoby i jako zgłoszona drużyna zajęliśmy 13. miejsce, co na 12.Półmaraton jest bardzo znaczącym wynikiem, a przynajmniej symbolicznym…;) Wśród nas były też osoby i innych miast, miejscowości, niektórzy na bieg przybyli niemalże prosto z nocnych pociągów. Ale oczywiście poza osobami zgłoszonymi do drużyny wspierali nas i inni Vege Runnersi, jedni prezentując nas w naszych barwach inni rozpoznający nas po koszulkach w trakcie biegu, podbiegali i przybijali piątki przyznając, że też są na dietach bezmięsnych. Najbardziej budujące dla mnie osobiście było to, jak na jednym z zakrętów usłyszałam „Dajesz Vege!” ;D
Może warto wspomnieć o tym jaka była trasa biegu. Start i meta znajdowały się na placu Teatralnym, następnie Traktem Królewskim, ul. Belwederską do ul. Gagarina-i chyba najtrudniejszy fragment po przekroczeniu bramy Łazienek Królewskich, było bardzo ciasno i wąsko, nie było szans na przyspieszenie, wyminięcie i biegnięcie swoim tempem, ale na szczęście ten odcinek nie był zbyt długi i chyba nikt zbytnio nie ucierpiał, następnie do ul. Rozbrat, ul. Ludnej, gdzie znajdował się 10 km, ul. Tamki i na drugi brzeg Wisły, przez ul. Sokolą, ul. Jagiellońską, ul. Okrzei, ul. Ratuszową, ul. Namysłowską i mostem znowu na lewy brzeg Wisły. Przy ul. Bonifraterskiej 20 km i parę minut do końca. Udało się!
Siła z marchewki sprawiła, że już po biegu podchodzili ludzie, którzy sympatyzują z roślinnym stylem życia i zapowiadali, że planują do nas dołączyć. Także rośniemy w siłę. A jak ta siła wygląda w praktyce? Zaryzykuję stwierdzeniem, że większości z nas udało się złamać życiówki. Na czoło, nie po raz pierwszy zresztą, wybili się Łukasz Gregorczyk z czasem 01:19:55, Marek Primik 01:23:05, Tomek Pająk 01:24:07, wszyscy oni zeszli poniżej 1h 25 minut, ale to nie znaczy, że tuż za nimi nie było innych wspaniałych czasów. Z kobiet pięknie pokazała nasze możliwości Monika Gregorczyk z czasem 01:40:17.
Po biegu, spotkaliśmy się w Falafel Bejrut na ul. Moliera na zasłużony wegański posiłek i integrację, której nigdy nie za wiele.
Sarah