Żadna ilość przebiegniętych kilometrów wśród kwitnących Sandomierskich sadów, górek i wąwozów (a było ich wiele) nie jest w stanie spalić pochłanianego przepysznego wegańskiego jedzenia, którego nie sposób sobie odmówić. Na górze, na wspólnym strychu jest fun jak na studenckim wyjeździe w górskim schronisku, no takim bardziej wypasionym, szwajcarskim 😉
Na dole ciepło, rodzinnie, a człowiek jest zaopiekowany, nakarmiony, otoczony muzyką i rozbawiony historiami właścicieli. Chyba nigdy wcześniej tak nie wypoczęliśmy. Bardzo dziękujemy Tomkowi, twórcy tej przygody, jego niezastąpionej asystentce, vege bandzie oraz oczywiście właścicielom domku. Było wspaniale pod każdym względem!
/ Irek
Szykujemy kolejny obóz, tym razem na supach.
Jeżeli jesteś zainteresowany/a kolejną edycją daj nam znać.