W skroniach czuje miarowe dudnienie i mam wrażenie, że dźwięk uderzeń mojego serca słychać w całej okolicy. Dźwięk ten miesza się z równie donośnym świstem powietrza wpadającego do płuc. Palący ogień mięśni nóg osiąga chyba apogeum. Przed oczami robi mi się trochę biało ale mam nadzieję, że to od śniegu a nie od zbyt dużej intensywności. Cały czas mam w głowie słowa trenera : ” nie przeginaj, leć w drugim zakresie” . W pewnej chwili dopadają mnie myśli czy ja to na pewno lubię i czy to jest to za czym tęskniłem ponad rok???
Podbiegam! Tak, podbiegam pod Lubań w Gorcach choć jeszcze do niedawna wydawało mi się to niemożliwe! Z podziwem obserwowałem biegaczy, którzy z lekkością cisnęli pod strome podbiegi w miejscach, w których ja przechodziłem do mozolnego marszu. Wydawało mi się wtedy, że to umiejętność dostępna tylko dla zawodników ze specjalnymi predyspozycjami i wytrenowanymi od lat w te klocki. Na szczęście tylko mi się wydawało…
SPACER INDYWIDUALNY
Wszystkim nam, związanym z bieganiem pandemia na tej płaszczyźnie mocno daje się we znaki. Zawody odwołane, przesunięte w czasie powodują zrozumiałą frustrację. Trochę sceptycznie aczkolwiek z ciekawością postanowiłem wystartować w „spacerze” z pandemiczną formułą. Mam na myśli Gorce Ultra Trail – Winter. Nie ukrywam, że Gorce są moimi ukochanymi górami i jeśli miałem spróbować nowej formuły to bieg w tym paśmie był dla mnie idealny. Nasi przyjaciele z Run Vegan, którzy podjęli się organizacji w tych trudnych czasach owego wydarzenia postanowili zastosować formułę startów indywidualnych z pomiarem czasu. Wybrałem niezbyt długą acz dość wymagającą i ciekawą trasę „Którędy na Lubań – 24km” Ze względu na panujące warunki w ostatniej chwili postanowiono skrócić trasę o fragment przebiegający drogami publicznymi co i dla mnie było na rękę. Finalnie trasa miała długość ponad 20km i 1002m pionu. W odpowiednim, przydzielonym dla mnie czasie pojawiłem się na linii startu. Pomiar czasu daje znak i każdy rusza w swoją samotną walkę. Ciekawe doznanie. Na trasie wyprzedzasz zawodników bądź jesteś wyprzedzany ale nie masz pojęcia jaką obecnie lokatę zajmujesz i z kim mógłbyś podjąć rywalizację. Dla kogoś kto lubi ciągnąć „za targetem” i go wyprzedzać może być taki bieg trudny. Ja postanowiłem robić swoje czyli to co założyliśmy z trenerem. Biegnę w mocnym drugim zakresie tętna i staram się nie przeginać. Warunki dość fajne, nie ma kopnego śniegu. Biegnie się całkiem nieźle. Sceneria iście bajkowa, drzewa uginają się pod świeżym śniegiem a wszystko to rozświetla słońce. Mniej więcej w połowie trasy, czyli tuż przed szczytem góry Lubań zorganizowano punkt kontrolny z posiłkiem i napojami. Nie zatrzymuje się na nim, zamieniam tylko kilka żartobliwych zdań z obsługą i cisnę do przodu. To była właśnie końcówka etapu, z którego doznania opisywałem na początku tej przydługiej już relacji 😉 Z drobną tylko różnicą powrót do linii start/meta odbywa się trasą, którą już pokonałem zatem znając już trochę profil puszczam nogę szybciej na zbiegach. Ostatnie dwa kilometry to zbieg o mocnym nachyleniu i dość trudny technicznie ze względu na zalegający głęboki śnieg. W zasadzie nie wiesz czego się spodziewać. Lewą nogą lądujesz na twardej zbitej jak beton powierzchni by zaraz prawą zapaść się do połowy golenia w mokrym ciężkim śniegu.
Wreszcie meta! Było ciężko ale mega przymnie. Formuła choć nieznana dotychczas, jawi mi się pozytywnie. Na pewno daje spory dreszczyk emocji już po biegu kiedy to czekasz na wyniki i do samego końca nie jesteś w stanie przewidzieć jak Ci poszło 😉
Dla mnie był to bieg urodzinowy i wiadomość jaka do mnie dotarła kiedy byłem już w domu była wymarzonym prezentem. Dlatego też poniżej pozwolę sobie przytoczyć jej treść:
KTÓRĘDY NA LUBAŃ – GUT WINTER 24KM dla FRANCUZ Konrad . Czas 02:06:46, Msc: 1 Wiecej na WYNIKI.B4SPORT.PL
Wygrałem! 😀 😀 😀
TRENER
We wstępie padło to słowo i tutaj chciałbym w kilku zdaniach opisać moje nowe doświadczenie. Postaram się nie przynudzać ale jeśli nie interesuje Cię jak to jest mieć trenera, dlaczego zdecydowałem się na pomoc trenerską i kto nim jest to po prostu opuść ten akapit. Myślę jednak, że jeśli ganiasz po górach a na dokładkę jesteś Vege Runnersem bądź z nimi sympatyzujesz to postać tego gościa powinna Cię zainteresować 😉
Ci którzy mnie znają wiedzą, że moja rogata, punkowa dusza na słowo trener zwykle reagowała grymasem nie pozostawiającym złudzeń. Podczas całej mojej przygody biegowej miałem tylko jednego „trenera”, nad którym na nieszczęście miałem ogromną władzę sprawczą. Mowa o aplikacji Endomono 😉 Powodów skorzystania z pomocy kogoś doświadczonego kto mógłby przyglądnąć się całkiem z boku moim „wyczynom” było co najmniej kilka. Pierwszym mniej ważnym był ogłaszany w internetach rychły koniec apki Endomondo, która to jako „trener’ w biegach ulicznych sprawdzała się w moim przypadku całkiem nieźle. Drugim dość ważnym była zmiana moich preferencji biegowych. Otóż od dłuższego czasu biegi uliczne trochę zaczęły mnie nużyć. Nie czułem już takiego fanu jak kiedyś a po złamaniu magicznych 3h w maratonie wręcz miałem wrażenie, że dotarłem do ściany.
Zasmakowałem za to w górach. Zawsze stanowiły ważną część mojego życia ale bieganie po nich wychodziło mi powiedzmy: „tak sobie”. Jeszcze jednym ciekawym powodem była pewna okoliczność. Otóż w tym roku dołączam do zacnej kategorii M50 i postanowiłem sobie zrobić na tą okrągłą rocznicę prezent w postaci fajniejszych wyników w biegach po górkach ;).
Teraz już tylko potrzebowałem kogoś kto to wszystko jakoś ogarnie i zlepi w jedną, solidną całość.
Los był mi na tyle przychylny, że skrzyżował moje ścieżki z trasami, po których stąpał ktoś kto do tego nadawał się idealnie. Po pierwsze jest świetnym biegaczem górskim i nieźle miesza w polskiej czołówce biegowej. Po drugie biega na paliwie roślinnym i ideologicznie jest nam mocno po drodze. Nie obce są mu też klimaty punkowe i wiele innych aspektów życiowych, które i dla mnie są równie ważne.
Co ciekawe nie tak dawno przyszło mu do głowy by swoje doświadczenie przekazywać innym. Zapytałem zatem czy zgodziłby się zająć moją chaotyczną bieganiną. Odpowiedź ku mojej radości była pozytywna i tak oto nie kto inny a sam Dominik Grządziel – biegacz górski został moim trenerem.
Zaczęliśmy od października minionego roku przywracając mnie w ogóle do środowiska biegowego po niezłej kraksie na Zamieci. Stopniowo zwiększaliśmy obciążenia i specyfikę treningu stricte pod bieganie w górach. Ewidentny progres rysował się wyraźnie z tygodnia na tydzień. Na dokładkę w fajnej koleżeńskiej atmosferze i profi podejściu. Tak – można to połączyć i Dominik to potrafi. Zatem droga biegaczko, drogi biegaczu. Jeśli chcesz lepiej biegać po wymagających trasach górskich to ten człowiek zrobi z Ciebie wyżartą kozicę bądź cholernego muflona i nawet nie spostrzeż się kiedy. Uprzedzając myśli co niektórych dociekliwych : nie, nie chodzi tutaj o rogi 😉
Dominik również biegł swój indywidualny spacer w tej edycji Gorce Ultra Trail Winter. Oczywiście zwyciężył 😉 . Dystans, który wybrał to „Zimny Wdżar 34km”
REFLEKSJE, PODZIĘKOWANIA
Wszystkim polecam, jeśli oczywiście macie możliwość, spróbować startu w takich (nie)zawodach. Zupełnie odmienne bieganie. Nie wiem czy trudniejsze ale na pewno równie ciekawe i dające dużo radości i zabawy.
Run Vegan – wielkie dzięki, że daliście mi tyle radochy w tym dniu.
Dominik – mega dzięki za Twój trud, doświadczenie i wyczucie. Jedziemy z tym dalej. Tak! Podoba mi się rola pieprzonego muflona 😉
Kamil – dzięki za serwis moich kulasów 😉
Dziękuje wszystkim, których spotkałem na trasie za fajną zabawę i mile spędzony czas.
Na koniec wielkie dzięki dla Zielonego Talerza za mega tort 😉
Pozdrowionka i do zobaczenia, mam nadzieję rychłego, na trasach biegowych.
P.S. Ziomeczki z M50, strzeżcie się! Idę po Was! 😉
Frantz (Peepuck) Conrad