Lubię zawody bo pozwalają wykrzesać z siebie więcej niż na co dzień i zawsze pchają trochę do przodu. Obecna sytuacja jednak im nie sprzyja, a u mnie od dłuższego czasu narastała swędząca potrzeba pociśnięcia jakiegoś ultra. Z inspiracją przyszedł fastestknowntime.com i niedawny wykon Piotra Perkowskiego na trasie Głównego Szlaku Puszczy Kampinoskiej. Jako że mam działkę w pobliżu i generalnie lubię sobie pobiegać po puszczy, to od razu zainteresowałem się tematem.
Szlak ma 57km i wiedzie przez cały KPN z Dziekanowa Leśnego do Brochowa nad Bzurą.
Piotr poprawił poprzedni rekord trasy bez supportu na 4h59. Długo się nie zastanawiałem i stwierdziłem, że spróbuję urwać z tego kilka minut. Ogarnąłem logistykę – kolega Tomek przywiózł mnie w sobotę rano na miejsce startu, Natalia miała zająć się transportem ciała z mety.
Przed szóstą byłem już na trasie. Biegło się dobrze. Pierwsze 20km weszło gładko i banan nie schodził z twarzy. Za Roztoką zaczęły się upierdliwe wydmy które w znacznym stopniu urozmaiciły moją mimikę. Za Karpatami w zachodniej, dzikszej części Parku, zrobiło się jeszcze ciekawiej – pojawiające się znikąd korzenie, wąskie ścieżki zarośnięte pokrzywami i krzakami malin co i rusz wzbogacały wachlarz doznań sensorycznych. Już raczej nie kontemplowałem uroków lasu, nie rozglądałem się za jadalnymi grzybami, tylko koncentrowałem się na trzymaniu założonego tempa.
Kiedy w Wilczych Tułowskich wybiegłem na asfalt, miałem już dość tego biegania, ale wiedziałem że jest dobrze. Zostało jakieś 7km. A jak jest dobrze to z reguły potem musi być źle – na zarośniętym i kiepsko oznaczonym odcinku szlaku przy ostoi PTTK zgubiłem drogę i przez jakiś czas na mocnym wkurczaku biegałem w tą i z powrotem szukając właściwej ścieżki. Potem czekał mnie już tylko prosty odcinek przez wieś i finisz przy kościele-twierdzy w Brochowie. Zegarek pokazał 4h52.
Z Natalią uczciliśmy to zeroprocentowym piwem i zawinęliśmy się na działkę dalej pić piwo.
Żuk