To kultowa impreza biegowa w kraju związkowym Turyngia w środkowych Niemczech. Zawodnicy na te zawody zjeżdżają się z całego kraju. Nie trzeba patrzeć na listę startową, aby się o tym przekonać. Migające koszulki zawodników mówią wszystko. Takie miasta jak Berlin, Stuttgart, Monachium, Hamburg i setki innych z każdego regionu – rozrzut miejsc przybywających ludzi jest niesamowity. To największy Cross biegowy w Europie – tak reklamują się organizatorzy. I chyba nie mylą się. Liczba ponad szesnastu tysięcy biegaczy! ( w tym roku na starcie około 16.442 zawodników) mówi sama za siebie.
Jest to festiwal jednego dnia, podczas którego odbywa się kilka biegów. Wspomniałem niedawno, że Niemcy powinni uczyć się w Polsce jak organizować biegi i słono za to płacić. Jednak na szczęście są wyjątki i w tym przypadku wszystko działa perfekcyjnie. Tym bardziej, że każdy bieg ma start w innym miejscu. Jest to czterdziesta czwarta edycja i widać, że organizatorzy zbudowali potężną maszynę nad którą potrafię doskonale zapanować.
Wszystkie trasy przebiegają przez najstarszy i najbardziej znany szlak w Niemczech. Der Rennsteig. Najwyżej położony szlak leśny w kraju, który wspina się na niemal 1000m n.p.m., a jego długość całkowita wynosi 168 km. Całe to pasmo górskie nazywa się Thuringer Wald, co w tłumaczeniu na nasz język znaczy Las Turyński. I pod tą nazwą znajdziecie informacje w wyszukiwarce. Wkrótce będę mierzył się z tym szlakiem.
Wracając do zawodów, był to mój drugi start na dystansie Supermaratonu 72,7 km. Tegoroczny bieg był całkiem odmienny od zeszłorocznego. W zeszłym roku ścigałem się, chcąc uzyskać jak najlepszy czas, który wyniósł 6.36 co dało mi 50 lokatę. Natomiast w tym roku poleciałem go na spokojnie, budując tym samym formę na zbliżające się Lavaredo. Uzyskałem czas 6:53 zajmując 103 lokatę. Pogoda była idealna na bieganie, nie za zimno, nie za ciepło. Start Supermaratonu znajduje się w miejscowości Eisenach. Tam też była stara granica niemiecko- niemiecka. Również Jan Sebastian Bach urodził się tutaj.
Start jest w sobotę o godzinie 6.00 rano z rynku, co z lotu ptaka robi wrażenie. Nocleg jest w szkole, za który pobierana jest opłata w wysokości 2 euro. Za dodatkowe 2 – 4 euro można zamówić śniadanie na rano przed biegiem. Zapisy trwają cały rok. Opłata w ostatnim terminie, czyli w moim przypadku wyniosła 65 euro. W piątkowy wieczór jest pasta party dla zawodników na rynku. Co zauważyłem, Niemcy żłopią piwo i obżerają się kiełbasą. W ogóle największym przysmakiem i charakterystyczną potrawą – o ile to można uznać to za potrawę – w regionie, czyli Turyngii, jest sucha bułka z kiełbasą!!!. Szok!. Pozostawiam to bez komentarza. Dodam, że na mecie w Turyngii jakichkolwiek zawodów to jest standard. Tak właśnie niby propaguje się zdrowy styl życia. W Polsce zresztą też można spotkać na mecie na tzw. bon żywnościowy w nagrodę kiełbasę. Gdzie tu logika?!
Dobrze, wróćmy na ścieżki, którymi wędrowali i zbierali myśli np. Johann Wolfgang von Goethe, czy inicjator reformacji Martin Luter. Tak, tu właśnie w Eisenach ukrywał się w zamku Wartburg przekładając Nowy Testament na język niemiecki.
Meta większości tras znajduje się w głęboko w Lesie Turyńskim, w miejscowości Schmiedefeld 711 m n.p.m.
Start Supermaratonu w Eisenach znajduje się na wysokości ok. 200 m. n.p.m. Suma podbiegów to około 1730+. Rekord trasy należący do Niemca wynosi 4:50:55 (2014).
Cały czas biegnie się pośród zielonego lasu. Pierwsze 25 km to mozolne, ale szybkie wspinanie się w górę na nieco ponad 900 m n.p.m. Ogólnie jest to bardzo szybka trasa, bardzo szybki bieg preferujących bardzo szybkich zawodników z życiówkami maratońskimi grubo poniżej 3h. Przypuszczam, że dlatego bieg nie nazywa się ultra, tylko właśnie Supermaraton. Technicznie to nie jest trudny Cross. Jest kilka bardziej potliwych podbiegów, ale reszta jest do zrobienia na pełnej szybkości. Po osiągnięciu 25- tego kilometra, gdy już jesteśmy na 900m, trasa stabilizuje się, tzn, biegnie się cały czas na wysokości między 700m, a 900m n.p.m.
Najwyższym punktem na trasie jest Duże Piwo, czyli Große Beerberg 974 m. Jest to 61km. Punktów odżywczych jest dużo i są bardzo dobrze zaopatrzone. Herbata, woda, cola, izo, ale i gdzie nie gdzie piwo i …….. tak kiełbasa!. Jest jabłko, banan, chleb, sól, cytryna. I dużo dla pozostałych wszystko jedzących.
Na mecie w Schmiedefeld zbudowane jest miasteczko biegaczy. Przy takim tłumie wszystko działa bez zarzutu. Nie ma kolejek do pryszniców. Ale jak może być kolejka pod prysznic, skoro to jeden duży barak z dziesiątkami natrysków i golasów.
Nagość w Niemczech jest mniej chroniona niż w Polsce. Widać to na zawodach, gdzie kobiety nie ukrywają swoich wdzięków, a pod prysznicami i przebieralniach jest cienka granica. Kiedyś na zawodach w Weimar – półmaraton – w przebieralni, zarówno damskiej jak i męskiej, bo podziału nie było, po zawiązaniu butów podnoszę głowę i co widzę ? Cztery kobiece litery! 🙂
Sprawnie następuje odbiór koszulki finisher, zwrot chip’u za który jest kaucja 30 euro, przy zwrocie dostaje się 25 euro, piątka zostaje u nich, cwaniaki. Piwo i zupa, albo kiełbasa na bon. Krótkie kolejki na masaże i do toalet. Organizacja robi na mnie wrażenie. Odbiór bagażu jest też ciekawy. Wyznaczone jest pole, gdzie ułożone są bagaże z kolejnością numerów, co jeszcze jest oczywiste, ale bierze się go samemu po prostu wchodząc i wybierając po swoim numerze. Żadnej kontroli. Ochrona jest jedynie w strefie mety, gdzie wręcza się medale, aby nikt nie wchodził i nie przeszkadzał wbiegającym.
Pozostałe biegi to Maraton ze startem w Neuhaus. Rekord trasy 2:36 ( Ukraina). Półmaraton – rekord 1:06, Nordic Walking 17km, Nordic Walking Tour 35km oraz Międzynarodowy Juniorcross.
Gdyby w przyszłości ktoś chciał wziąć udział w tych zawodach służę radą oraz pomocą.
Łukasz Pawłowski