Narodni Park České Švýcarsko
Przed nami 250 km z dwiema opcjami do wyboru dotarcia do celu podróży. Wybieramy zamiast zapchanej szybkiej autostrady, drogi drugiej i trzeciej kategorii, ale za to atrakcyjniejsze dla oka, z możliwością podziwiania gór i wielu miejscowości czeskich z przystankiem na zakupy smakołyków południowych sąsiadów. Tak, nasz kierunek to Czechy, środkowo górska miejscowość, Jetřichovice, która będzie naszą bazą wypadową do Parku Narodowego Czeska Szwajcaria.
Miejsce to tajemnicze i patrząc z oddali wygląda na niepozorne, niczym nie wyróżniające się. Nawet jadąc autem już wąwozem , przez który prowadzi jedyna tutejsza droga do miejscowości Hřensko 112,5 m n.p.m. najniżej położonej miejscowości w Czechach graniczącej z Niemcami, nie zdradza atrakcji. Człowiek nie jest sobie w stanie wyobrazić co tutejszy zalesiony teren kryje.
Jako pierwsza w tej kwestii głos zabiera Karolina: – Gdzie są skały, przecież tu powinny być skały, tak było na zdjęciach?! Kilka zakrętów dalej pojawia się pierwsza przydrożna ściana skalna. Mówię: – patrz, one są, tylko ukryte. Nie widać ich ale są, jak wejdziemy głębiej do jaru ukażą nam się.
Plan na dzisiejszy sylwestrowy dzień ustalony wcześniej i nieco zmodyfikowany po drodze, to szybkie zameldowanie się w pensjonacie, zostawienie całego szpeju i ruszenie czym prędzej na szlak, podczas gdy jeszcze mamy trochę światła dziennego do dyspozycji. Następnie powrót na obiadokolację i późniejsze sylwestrowe wyjście na okoliczny szczyt z widokiem 360 stopni.
Dzień krótki, Słońce chowa się już za horyzonty, których i tak już nie widać z głębokich wąwozów, a mroczna leśna poświata tylko potęguje ciemność. Mimo to przy szarówce udajemy się na króciutki spacer w górę na największą tutejszą atrakcję: letni pałacyk Sokole Gniazdo (Sokoli Hnizdo) zbudowany w 1881 roku i największą skalną bramę na naszym kontynencie Brama Pravčická (Pravčická brána). Według mapy do przejścia w dwie strony mamy około 5-6km. Podczas gdy inni turyści wracają już z góry, my dopiero co stawiamy stopy ku górze. Zdziwienie rysuje się na ich twarzy, a na mojej uśmiech i radość z nocnej choć krótkiej, ale mimo wszystko wyrypy z czołówkami.
Przy samym wejściu do Parku nie można parkować, grozi kara w kwocie 5000 tys. koron. Najbliższy parking znajduję się 1,5km od wejścia do parku i jest bezpłatny ( przynajmniej w sezonie zimowym, nie wiem jak w letnim). Po przejściu 1,5 kilometra mało ruchliwą jezdnią jesteśmy przy wejściu na czerwony szlak, który zaprowadzi nas prosto na Sokole Gniazdo. Według szlako wskazu mamy do pokonania 2,5 km . Szlak pnie się cały czas w górę, często wiodąc nas zakrętami za którymi nie widać co się znajduję. Zresztą półmrok nie ułatwia nam zadania podziwiania przy szlakowych atrakcji. Ostatnich turystów minęliśmy już dawno, zostajemy sami.
Bez przygód dochodzimy do punktu kulminacyjnego. Jest. Sokole Gniazdo i tuż przy nim ogromny łuk – Pravčická Brána. Najdłuższy naturalny most skalny w Europie. Widzimy go w ciemnej poświacie.
Dookoła wspaniałe formacje skalne, z wciśniętym pałacykiem, między skały odbijające światła naszych czołówek. Mroczne otoczenie mimo tylko konturowych widoków stwarza klimat i pobudza wyobraźnię. Słychać przyrodę i to w tym jest najpiękniejsze. Nasza wesoła czteroosobowa gromadka, przy akompaniamencie dwóch czołówek i niemożliwości zwiedzenia dokładniej ‘’Gniazda’’ wraz z ‘’Bramą’’ i jej atrakcjami dokonuje odwrotu. Tablica informacyjna informuje nas, że w okresie zimowym czynna jest od 8 jedynie do godziny 16. Powrót tutaj zaplanowany mamy na nasz trzeci dzień pobytu w tym pięknym parku. Tymczasem udajemy się na dół do naszego również tajemniczego pensjonatu, który znajduje się poza budynkami mieszkalnymi przy samym żółtym szlaku i stanowi swoje królestwo z posiadłością.
Sylwestrowe powitanie Nowego Roku o północy zamierzamy spędzić na Mariina Skála ( Skała Marii). Znajduje się ona 45 minut drogi od Jetřichovic. Dotrzeć tam możemy czerwonym szlakiem, ale zanim na niego trafiamy przy ostatnim oznaczeniu, które widzimy na stodole idziemy prosto, zamiast skręcić w prawo. Ślepą, albo może nie ślepą dróżką podążamy dobre 1500 metrów, zorientowawszy się, że nie tędy droga do naszego celu, odbijamy w prawo, skąd w oddali widać zbliżające się czołówki schodzące w dół. Odczytujemy, że jesteśmy teraz na szlaku zielonym, czyli dalej nie ten który pragniemy!. W tym samym czasie dociera do nas grupa schodząca z góry i wita się z oddali:
– Dobrý večer
– Ddobrý večer
– Tam ječervenástezka na Mariina Skála – pytamy
– Je tozkratka – odpowiadają
– Kolik lidí jena vrcholu? – zadaję pytanie
– Málo
– Todobře
– Šťastný Nový Rok
– Šťastný Nový Rok
Tak w skrócie wyglądało nasze sympatyczne spotkanie, po którym udajemy się owym skrótem i po około 400 metrach wychodzimy na czerwony szlak. Gdzie nie poświecić czołówką, tam rysują się potężne ściany skalne. Robimy sobie apetyt na poranek, bo zaraz po śniadaniu będziemy tędy urabiać dalszą część czerwonego szlaku, dalej niż nocny cel Mariina Skála. Ostre podejście, w końcowej fazie po schodkach o 240 stopniach prowadzących w górę, docieramy na szczyt znajdujący się na wysokości 447m n.p.m. Na samym szczycie skały postawiona jest drewniana chata pełniącą rolę punktu widokowego, z wejściem głównym, z okiennicami na każdą stronę świata, ławkami w środku i z możliwością obejścia jej dookoła. Na górze jest osiem osób, plus nasza czwórka. Miejsca jest jeszcze na parę osób, które dotrą jak się okazało tuż przed północą. My jesteśmy trochę za wcześnie, 50 minut przed godziną 0:00. W ciągu tych 50 minut sceneria robi się zimowa. Narzekaliśmy na brak śniegu, a tu nagle zaczyna sypać i to z każdą minutą coraz bardziej. Nasila się wiatr, do środka nie wchodzimy, gdzie kulturalnie bawi się czeska młodzież popijając nie tylko kofole. Zostajemy na zachodniej flance budy i tam przeczekujemy atak zimy. Tuż przed oczekiwanym momentem docierają jeszcze cztery osoby z gitarą.
W takim składzie witamy Nowy Rok w chacie znajdującej się na ponad 400 m n.p.m. Sypie śniegiem, wieje zimnym wiatrem, a wystrzeliwane kolorowe nikomu niepotrzebne petardy z okolicznych wiosek oświetlają panoramę, którą coraz to słabiej widać w związku ze śnieżycą. Pogoda i tak jest dobra, a nawet bardzo dobra. Nie sprawdza się prognoza pogody, według której tutaj także miały gościć duże mrozy. Temperatura bliska zeru i niespodziewane opady śniegu robią nam wspaniały zimowy klimat.
Po salwie uścisków i mocno zmrożeni schodzimy na dół trzymając się czerwonej ścieżki już do samych Jetřichovic. Jejku – niemal jednocześnie podnosimy wrzawę – tu jednak żyją ludzie. Gdy podążaliśmy w przeciwnym kierunku to poza dancingiem w centrum miejscowości, nie było żywego ducha. Również na naszym pensjonacie oprócz nas, czeskiej parki, grającej w karty i zajadającej ser, była jeszcze grupka Niemców oraz gromadka przyjaciół właścicielki pensjonatu, grająca w grę w której nie potrafiliśmy zidentyfikować. Cisza jak makiem zasiał. Od atmosfery sylwestra to daleka droga, na żadnym kroku nie dało odczuć się, że dziś jest Sylwester. Bardzo odpowiada nam taki klimat i cieszymy się, że zamiast Tatr, wylądowaliśmy tutaj. Dlatego też mocno jesteśmy zdziwieni, że sporo ludzi pojawiło się na ulicach, ale właściwie w jednym celu – puścić pieniądze z dymem i nikomu nie potrzebne świecidełka. Tak upłynął nam pierwszy dzień w Czeskiej Szwajcarii.
Nowy Rok
Śniadanie zaplanowane na godzinę ósmą, jak na nowy rok to bardzo wcześnie, ale dziś chcemy urobić kawał czerwonego szlaku.
Opuszczamy nasz pensjonat Stary Młyn na obrzeżach Jetřichovic, przecinamy centrum miejscowości i dziś znając drogę kierujemy się ponownie czerwonym szlakiem, tym razem za dnia na Mariina Skále. Promienie światła odsłoniły nam to czego nie widzieliśmy pod osłoną nocy. Żwawym tempem jesteśmy wysoko w drewnianym domku podziwiając mglistą panoramę czeskiej ziemi. Oczy nacieszone widokami kierują nas dalej ścieżką której nie znamy. Z zaciekawieniem spoglądamy przed siebie rozmyślając co nam przyniesie najbliższy zakręt. Formacje skalne wypełniają okolice po brzegi. Przyprószone śniegiem wśród przybielonych drzew tworzą miejsce pełne magii i tajemniczość. Fascynacja prowadzi nas szlakiem na wszelkiego rodzaju drabinki i platformy usytuowane na szczytach skał ( np. na Vilemínina stěna439 m n.p.m.). Na każdej z nich cudowna kraina na horyzoncie. Radości dodają trudności na ośnieżonych i pokryte delikatnie lodem schody, drabinki, mostki i innego rodzaju przejścia pomiędzy szczelinami skalnymi. Po kilku kilometrach natrafiamy na drugi drewniany domek usytuowany na wierzchołku skały na wysokości 484 m n.p.m. o nazwie Rudolfův kámen (Ostroh), czyli Skała Rudolfa. Na ten szczyt i altankę stanowczo trudniej dostać się niż na poprzedni. Trzeba naprawdę uważać na śliskim podłożu, aby nie wyjechać w dół i nie pogruchotać kości.
Sądząc po mapie, od tego momentu trasa powinna być dużo łatwiejsza. Jak się szybko okaże przez kilkadziesiąt minut tak jest, następnie las odsłania nam następne piękne walory parku. Szlak prowadzi majestatycznymi ścieżkami, gdzie po prawej ręce ma się wysokie potężne ściany, a po lewej przepaść, w którą lepiej nie wpadać. Do tego przejścia pomiędzy jednymi, a następnymi skałami połączone są znowu schodkami. Z pozoru niewysokie góry tego regionu pozwalają naprawdę zrobić dużo terenu z pionie. Wspinaczka daje się w znaki niejednemu twardzielowi, a tych w naszej grupie nie brakuje. Ultra maratończycy, triathloniści i zaprawiona joginka. Jak na czteroosobowy skład toż to sportowy arsenał broni.
My tu gadu gadu, a czas leci. Przed nami jeszcze sporo kilometrów do końca zaplanowanej trasy. Trudność terenu sprawia, że końcówka na 100% będzie odbywać się po ciemku. Ponownie stwierdzam, że teraz trasa będzie łatwa. Owszem jest, ale do najbliższego skrzyżowania szlaków. To co nam za chwilę zafundował park przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Mianowicie – Zamek Skalny Falkenštejn położony na skale. Na górną część zamku zaprowadza nas wspinaczka między szczelinami po schodach, klamrach, mostkach i pionowej długiej drabinie. Na szczycie znajduje się ogromna platforma, dzięki której można swobodnie, ale ostrożnie ze względu na oblodzenie chodzić po koronie zamku. Zamek pełnił funkcję obronną. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem tego miejsca, tym bardziej że nie spodziewaliśmy się tak fenomenalnego miejsca. Po tej atrakcji naszym celem jest Mezní Louka, gdzie zaplanowaliśmy zjeść obiad w restauracji pod warunkiem, że będzie otwarta. Narzucamy ostre tempo po kolejnych ścieżkach skalnych, które prowadzą nas na m.in. Malá Pravčická brána z niewielką platformą.
Z Mezní Louka przerzucamy się na szlak niebieski, którym kierujemy się do wsi Vysoká Lípa. Szarość dnia dopadła nas na tym odcinku. Poza jednym, czy dwoma nie trudnymi podejściami, bardzo szybko dochodzimy do wsi. Kolejna cicha osada, którą zjada już półmrok z przykrywającą mgłą do snu. Przed nami ostatni fragment dzisiejszej wycieczki. Kilka kilometrów do celu przez bardzo stromy głęboki wąwóz prowadzący w dół do rzeki Kamenice. Ciemność panująca dookoła zmusza nas do odpalenia czołówki. Bardzo szkoda, że nie robimy tego fragmentu za dnia, bo jest to kolejne niezwykłe i zarazem strasznie ciche miejsce. Dopiero po kilkuset metrach schodzenia w dół dochodzi nas szum nurtu rzeki znajdującej się na samym dole szlaki. Ze względu na spadające odłamki skalne szlak niebieski tuż przy rzece, którym mieliśmy podążać dalej jest zamknięty. Przekraczamy mostek, za którym znajdują się zabytkowe ruiny Dolský mlýn – kolejnej atrakcji Parku Narodowego. Przy strumieniach czołówki niewiele widać. Zmęczenie, także rysuje się na naszych twarzach, czym prędzej przeskakujemy na żółty szlak i po dwóch kilometrach jesteśmy już w naszym spokojnym pensjonacie Stary Młyn usytuowanym w dolinie górskiego potoku Jetřichovická Bélá.
Tego dnia zrobiliśmy 21 km w 9 godzin, z godzinną przerwą w restauracji. Dystans i czas jaki nam zajął na wędrówkę jest odzwierciedleniem trudności technicznych oraz ilością miejsc do komplementowania z przyrodą i krajobrazami jaki oferują nam szlaki w Czeskiej Szwajcarii.
W trzecim dniu, czyli w dniu wyjazdu dysponowaliśmy jeszcze kilkoma godzinami i według pierwotnie przyjętego planu ponownie wróciliśmy na Sokole Gniazdo, by móc tym razem za dnia podziwiać Pravčická Brána oraz to co umknęło nam po ciemnościach. Po szybkim przemknięciu czerwonym szlakiem, przebrnęliśmy przez otwarte wrota ,,Gniazda’’, przez które poprzednio nie mogliśmy przejść, gdyż były zamknięte. Po minięciu bramek, które chyba czynne są tylko w sezonie letnim, by uiścić opłatę za wejście, naszym oczom ukazuje się najdłuższy most skalny w Europie. Cały kompleks pałacyku składa się z kilku budynków, o tej porze otwarty jest tylko jeden, gdzie można napić się gorącej herbaty oraz nabyć pamiątkę (magnes, pocztówki) z tego fenomenalnego cudu natury jakim jest Narodowy Park – Czeska Szwajcaria.
Most skalny można podziwiać nie tylko z dołu, ale i z wyższych platform widokowych usytuowanych powyżej kompleksu budynków, na które prowadzą kolejne ścieżki i schody. Widoki kapitalne, oprócz widoku na bramę, odsłania nam się krajobraz pozostałych formacji skalnych i widoków po horyzont, które niestety dziś przysłania pogoda w postaci mgły. Poczucie bycia bardzo wysoko na olbrzymich skałach działa na wyobraźnię. Według mnie w dawnych zaszłych czasach, plemię które broniło tego terytorium od razu skazane było na zwycięstwo, a teren był nie do zdobycia.
Jest jeszcze jedno przejście, prowadzące bezpośrednio na most skalny. Niestety, albo w sumie może i to dobrze jest zamknięte i nieczynne. Wejście to zostało zabezpieczone przed naporem turystów i pieszy ruch na łuk skalny mostu, został wyłączony z ruchu turystycznego. Chcemy wrócić tutaj, gdy będzie zielono, a słońce będzie grzało i odbijało się od tych przepięknych skał. Na pewno wtedy będzie tłoczno na tym szlaku, ale Narodowy Park Czeskiej Szwajcarii jest tak ogromny, że do odkrycia mamy dziesiątki kilometrów szlaków. Wyjątkowo małe zaludnienie w okolicy pozwala poczuć się swobodnie w dziewiczym terenie i wtopić się z przyrodą fizycznie i umysłem oddając się magii tego miejsca. Jeśli ktoś ceni sobie spokój i harmonię ducha, jest to idealne miejsce na aktywny wypoczynek.
Autor tekstu i zdjęć
Łukasz Pawłowski