Pierwszy raz z biegiem na orientację zetknąłem się ponad 20 lat temu. Jak teraz o tym myślę, to… rany, jaki ja stary już jestem! 🙂 Ekhem, w każdym razie, wszystko zaczęło się na lekcji geografii. Nasz nauczyciel chciał, żebyśmy wzięli udział w turnieju, na którym jedną z konkurencji był właśnie bieg z mapą. Trzeba było się do tego biegu jakoś przygotować i wtedy właśnie pojechałem na moje pierwsze zawody, razem z koleżanką i kolegą. Pamiętam podziw, jaki budzili w nas zawodnicy biegający dużo lepiej od nas i pamiętam ten smak przygody, który towarzyszył mi za każdym razem gdy braliśmy mapę i wyruszaliśmy do lasu. Wiele się od tego czasu zmieniło.
Wiele się od tego czasu zmieniło. Punktów już nie potwierdza się kredką świecową na karcie startowej, mapy już nie są rysowane byle jak, zawodnicy trenują coraz bardziej profesjonalnie i to często nie tylko w klubach polskich, ale także zagranicznych. Ja również przebyłem długą drogę. Na początku to była zabawa, później zabawa i rywalizacja, później głównie rywalizacja przerywana kontuzjami, a następnie… znów zabawa i jednocześnie najlepszy sposób na spędzanie wolnego czasu, wakacji i każdego wolnego weekendu. Naturalnie w miarę upływu czasu z zawodnika stawałem się dodatkowo wsparciem dla klubu i trenującej młodzieży. Pomagałem w organizacji wyjazdów, obozów treningowych, uczyłem dzieciaki posługiwania się mapą i kompasem, dopingowałem ich podczas zawodów, kibicowałem im na mecie, starałem się oddać to, co kiedyś otrzymałem sam jako młodzik i junior. Zacząłem prowadzić w klubie regularne treningi dla dzieci i młodzieży. Przychodziło na nie wielu dzieciaków, ponieważ starałem się aby była to przede wszystkim znakomita zabawa, a dopiero później nauka i zdaje się, że o to przede wszystkim chodzi w sporcie młodzieżowym.
Kiedy w 2014 roku razem z Marysią zdecydowaliśmy się odejść z pracy w banku i zająć czymś innym stanąłem przed nie lada wyzwaniem. Nie wiem, być może w wieku 33 lat człowiek powinien już wiedzieć co chce robić w życiu, ale ja nie wiedziałem. Codziennie przychodziłem do Marysi z innym pomysłem i codziennie byłem tak samo niepewny tego co sam mówię. Po kilku tygodniach zastanawiania się nad swoją przyszłością uznałem, że chciałbym przede wszystkim robić coś, co pomaga ludziom, a dodatkowo chętnie pracowałbym z młodzieżą. Połączenie tych dwóch punktów i mojej pasji do biegu na orientację zaowocowało pomysłem zostania trenerem Kadry Narodowej. Czemu by nie? 🙂
Uznałem, że dam sobie dwa lata na przygotowania, ugruntowanie wiedzy, udokumentowanie doświadczenia, zdobycie kwalifikacji, legitymacji, licencji czy innych papierów, które będą mi potrzebne. To był dobry cel i wydawał się realny. Rozpocząłem od rozpoznania tematu od strony formalnej. Czy muszę mieć konkretne kwalifikacje zawodowe? Ukończone studia? Kursy? Popytałem i dowiedziałem się, że przede wszystkim muszę posiadać uprawnienia instruktora orientacji sportowej lub lekkoatletyki. Naturalnym wyborem była legitymacja instruktora orientacji sportowej, ale w Polskim Związku Orientacji Sportowej (PZOS) dowiedziałem się, że ostatni kurs na instruktora organizowany był kilka lat temu i na nowy się nie zanosi. Zacząłem więc szukać kursów na instruktora lekkoatletyki i znalazłem taki, który mi odpowiadał. Jego główną zaletą był termin. W miesiącach październik-grudzień praktycznie nie ma zawodów, więc byłem w stanie poświęcić 7 kolejnych weekendów na dokształcanie się. Więcej o kursie można przeczytać tutaj.
W międzyczasie okazało się, że jednak udało się zebrać grupę na kurs instruktora orientacji sportowej, więc i tam się zapisałem. Co dwie legitymacje to nie jedna! 🙂 Teoretycznie instruktor lekkoatletyki spełniał normy formalne, ale skoro chciałem szkolić młodzież w biegu na orientację, to nie mogłem opuścić kursu, który oferował mi zdobycie cennej wiedzy z tego zakresu. Ta decyzja okazała się krokiem we właściwą stronę, nauczyłem się bardzo dużo i otrzymałem, jak każdy inny uczestnik, sporo przydatnych materiałów.
Pewnego dnia zupełnie niespodziewanie zaskoczyła mnie informacja, że PZOS ogłosił konkurs na nowych trenerów poszczególnych kadr narodowych, w tym między innymi tej, która mnie interesowała: Kadry Narodowej Juniorów. Nie sprawdziłem tego wcześniej, ale faktycznie wraz z końcem 2014 roku mijała dwuletnia kadencja, na którą zostali wybrani poprzedni trenerzy, w związku z czym trzeba było przeprowadzić ponownie konkurs. Nie miałem nic do stracenia, oczywiście że wystartowałem 🙂 Przygotowując moją dokumentację przeprowadziłem wiele rozmów z trenerami i zawodnikami, którzy byli w kadrze w poprzednich latach. Interesowało mnie przede wszystkim to jak ich zdaniem powinna kadra funkcjonować, jak powinien wyglądać system szkolenia, jakie elementy tego szkolenia są dla nich najważniejsze. We współpracy z najlepszymi zawodnikami w Polsce przygotowałem również wstępny plan pracy z kadrą na najbliższy rok, który przedstawiłem, wraz ze swoim doświadczeniem i umiejętnościami, w dość obszernym dokumencie, który był moim zgłoszeniem na konkurs. Palec zadrżał mi wielokrotnie, zanim kliknąłem „Wyślij”, ale po raz kolejny powtórzyłem sobie, że nie mam przecież nic do stracenia. Najwyżej wystartuję ponownie za dwa lata, bogatszy w wiedzę i doświadczenie.
Pozostało mi czekać na ogłoszenie wyników. Wcześniej jednak otrzymałem telefon od prezesa związku z pytaniem, czy ja to tak na serio. „Serio, serio” – odpowiedziałem 🙂 To był dobry znak, moja kandydatura była brana pod uwagę 🙂
Rozstrzygnięcie nastąpiło w dniu, kiedy jechałem na kolejny zjazd kursu instruktora orientacji sportowej. Po drodze do Żelazka odwoziłem Hanię i Marysię do jej brata w Częstochowie. Tuż przed dojechaniem na miejsce dostaliśmy SMSa z gratulacjami dla nowego trenera Kadry Narodowej Juniorów w Biegu na Orientację, czyli mnie! Nie sposób opisać jak się cieszyliśmy, oboje. Tylko Hanka nie bardzo wiedziała o co chodzi i siedziała zdezorientowana, podczas gdy my próbowaliśmy wytłumaczyć jej skąd ta nagła radość. O dziwo w nocy spałem jak zwykle i wstałem wcześnie rano wypoczęty i gotowy, jak nigdy wcześniej, na nowe wyzwania.
Mój dwuletni plan zrealizowałem w kilka miesięcy. Oczywiście nie przypisuję tego tylko moim zasługom, bo nie ulega wątpliwości, że na taki obrót wydarzeń złożyło się wiele szczęśliwych okoliczności, niemniej jednak odpowiednie rozplanowanie, przygotowanie, pozytywne nastawienie i wiara w sukces z pewnością nie pozostały bez znaczenia. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem najlepszym trenerem w Polsce, ale mam zamiar nim zostać. Przez najbliższe dwa lata mam nadzieję wiele nauczyć młodzież, z którą będę pracował, ale jednocześnie ja chciałbym nauczyć się równie dużo od nich i od każdej innej osoby, która tylko będzie chciała się swoją wiedza podzielić.
Jeszcze kilka miesięcy temu w życiu bym nie pomyślał, że będę wysyłał mejla do mojego brata z wiadomością, że zostałem wybrany na nowego trenera kadry, lecz oto jestem tu gdzie jestem, w miejscu jakże odległym od kierownika projektów w jednym z największych banków w Polsce, ale w miejscu jakże bliskim mojemu sercu. Życie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
A tymczasem… już tylko kilka dni do pierwszego biegu eliminacyjnego na Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Europy Juniorów. Ciekawe kto bardziej nie może się doczekać: zawodnicy czy… trener? 🙂
Autorem tekstu jest Tomek Pabich, pasjonat zdrowego stylu życia i biegów na orientację. Wraz z żoną prowadzi bloga http://jakzdrowozyc.pl/.