W miniony weekend ekipa Vege Runners tradycyjnie już wystartowała w Maratonie Warszawskim. Pod wieloma względami był to dla nas weekend wyjątkowy – czytajcie a dowiecie się dlaczego.
Biegowo-integracyjny weekend rozpoczęliśmy już w sobotę spotykając się na przygotowanym specjalnie dla nas pasta party w przytulnym nowootwartym lokalu Cafe Tygrys (ul. Chmielna 10A – zajrzyjcie będąc w okolicy). Razowy makaron z wegańskimi sosami (szpinakowym i pomidorowym) tradycyjnie już okazał się być skutecznym paliwem na bieg.
Noc poprzedzająca maraton przyniosła intensywne opady deszczu, dając złudną jak się potem okazało nadzieję na idealną pogodę startową. Rano powitało nas błękitne niebo (poważny wróg maratończyków w okresie kwiecień-wrzesień) i tradycyjny warszawski wmordewind.
Pomimo niesprzyjających warunków wszyscy Vege Runnersi poradzili sobie znakomicie. W naszej 20 osobowej ekipie bieg ukończyło 6 debiutantów, a kolejne 6 osób poprawiło swoje życiówki, z czego trzy życiówki były wyjątkowo cenne, bo oznaczały upragnione złamanie 3 godzin, co równa się sowitej dożywotniej rencie wypłacanej z centrali Vege Runners. W rezultacie, nasi trójkołamacze wspomagani przez klubowiczki płci pięknej zdołali uplasować się na wysokim 5 miejscu w klasyfikacji drużynowej, co jest najwyższym miejscem drużyny Vege Runners w klasyfikacji drużynowej warszawskiego maratonu. Nie jest to jednak nasze ostatnie słowo w tym temacie!
Jednak główną atrakcją i punktem kulminacyjnym minionego weekendu był mający miejsce na Stadionie Narodowym ślub Ivi i Nexta – pary Vege Runnersów, którzy poznali się biegając u nas w klubie. Młodożency przebiegli całą trasę maratonu razem ze swoimi świadkami i jeżeli były kryzysy na trasie, to tak jak w życiu uporali się z nimi świetnie, bo razem nic im nie jest straszne. Uroczystość odbyła się w małym namiocie na stadionie i oczywiście poza znajomymi i rodziną byliśmy tam my – zmęczeni, przepoceni i szcześliwi Vege Runnersi 🙂
Po akcie zawarcia małżeństwa, życzeniach, poczęstunku i pogaduchach wybraliśmy się na bardzo miły i zasłużony wspólny posiłek w Loving Hut… jednym słowem piękny weeekend! 🙂