Mój pierwszy poważniejszy start w sezonie przypada zwykle na Wiązownę (pod Warszawą). W tym roku w biegu na 21.097km wystartowało około 800 osób. Ten start to dobry test formy na początku sezonu i rozbudzenie się z zimowego marazmu startowego. Zawsze na tym biegu wychodzi, gdzie jesteśmy z nasza formą i nad czym trzeba popracować więcej.
Pogoda w Niedziele była bardzo zmienna, choć sama temperatura w okolicach 2 stopni wydawała się dość optymalna. Nawet przy starcie i podczas pierwszych 30 minut biegu słonce świeciło optymistycznie i było dość ciepło. Od początku wiedziałem, że biegnę trochę za szybko, ale biegło się tak bardzo dobrze, że postanowiłem nie zwalniać i wciąż na 15km miałem czas 01:00:28.Pierwszą połowę wiatr wiał w plecy i zbiegaliśmy z jednej większej górki. Podczas drugiej połowy biegło się pod zacinający ostro śniegiem wiatr i z powrotem pod górę. Biegło się juz wtedy naprawdę ciężko.Za szybkie tempo w pierwszej połowie i warunki, które nagle zaskoczyły spowodowały,że po 17km 'dostałem ściany’ jaka zdarza się na maratonach. Łydki w ogóle już nie trzymały, a nogi całkowicie straciły dynamikę i naprawdę z trudnościami dotruchtałem do mety z czasem 01:27:52. Była to rzeczywiście weryfikacja formy i lekcja pokory :). Praca domowa napewno do zrobienia przed następnym startem.
Zaraz za mną przybiegł Żelazny Lubomir(01:28:17), później Trójkowicz z Lublina(01:47:17) oraz nowo poznany kolega Piotrek w koszulce Vegan Runners(01:49:38). Ogólnie impreza pozytywna.
Pająk