Sobota, godzina 8.00 rano, pogoda na zewnątrz raczej z tych co powoduje , że chętnie przyznałbyś Nobla tym co wymyślili łóżko, kołdrę i poduszkę … O tej właśnie porze dojeżdżamy z Gonią do podkrakowskiej Dolinki Będkowskiej. Widok białych, wapiennych skał na tle lasu w jesiennych kolorach od razu poprawia nam humory. Na tylnym siedzeniu drzemie jeszcze jeden pasażer. Jak się okaże później bohater tego dnia…
W Dolince Będkowskiej , przez którą przepływa piękny potok z wodospadem na razie ruch jeszcze niewielki. Jesteśmy dość wcześnie ale biuro zwodów, które zostało zlokalizowane w bezpośrednim sąsiedztwie Brandysówki (schronisko i zarazem gospodarstwo agroturystyczne) już pracuje. Dokonujemy wszelkich formalności, nasz towarzysz pomyślnie przechodzi badania lekarskie i otrzymujemy numer startowy. Mamy sporo czasu do startu zatem postanawiamy trochę pospacerować .
Jak pewnie części z Was wiadomo od jakiegoś czasu staram się łączyć przyjemne z pożytecznym i w weekendowe dni działam jako wolontariusz Krakowskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt. Biegam. Dużo biegam z psiakami, które bardzo tego ruchu potrzebują. Czerpie z tego niesamowitą radość i postrzegam bieganie z jeszcze jednej, chyba fajniejszej niż dotychczas strony. Schronisko postanowiło wziąć czynny udział w III Mistrzostwach Małopolski w Dogtrekkingu gdzie miała odbyć się między innymi prezentacja psów do ewentualnej adopcji. Na forum schroniska padło też pytanie czy ktoś nie chciał by pobiec z jednym z podopiecznych schroniska… Serce zaczęło bić mocniej i widziałem już co będę robił w ową sobotę mimo , że absolutnie nie wiem nic o tej dyscyplinie. Jako biegacz wybrałem kategorię SPORT. Jest to kategoria gdzie więcej jest biegania niż nawigowania z mapą. Dystans wynosi 15 km i na trasie są do odnalezienia 4 punkty kontrolne. Trasa bardzo prosta nawigacyjnie choć jak zapowiedział organizator będą pewne „kruczki” żeby zbyt łatwo nie było …
Taką mapkę z oznaczonymi punktami dostaliśmy do nawigowania
Z Arkiem, również biegaczem Vege Runners , który zapoczątkował moją przygodę ze schroniskiem zastanawialiśmy się jaki psiak powinien ze mną pobiec w tych zawodach. Decyzja musiała być przemyślana bo psiak musiał spełniać kilka warunków. Pierwszy, dość oczywisty – musiał podołać trasie, zatem potrzebowaliśmy biegającego psa. Drugi, bardzo ważny – psiak musiał być przyjaźnie nastawiony do innych psów jak i ludzi co w wypadku psów schroniskowych często nie jest takie oczywiste. Wybór padł na Gorana. Goran to właśnie ów tajemniczy pasażer wspomniany wcześniej. Świetny biegacz i bardzo przyjazny i piękny psiak. Stale zadaję sobie pytanie jak to możliwe, że ciągle jeszcze tkwi w schronisku…
Prawda, że piękny psiak?
Na linii startu panuje wielki jazgot. Czworonożni zawodnicy dyskutują ze sobą w różnych tonacjach i barwach. Prowadzący zawody z mikrofonem próbując przekrzyczeć ten hałas odlicza do startu. Ruszyliśmy. Goran od razu rwie do przodu i nie wdając się w zaczepki innych psiaków lokuje nas w czołówce. Pierwszy podbieg jest dość stromy i mocno weryfikuje ciągle jeszcze liczną czołówkę. Goran nie odpuszcza, ja zresztą też i tak oto biegniemy w pierwszej dziesiątce zawodników. Niestety przyzwyczajenia biegowe dają znać o sobie i kompletnie zapominam o śledzeniu mapy. Wraz z jeszcze jednym zawodnikiem gubimy pierwszy punkt kontrolny. Na szczęście szybko się orientujemy i zawracamy. Odnajdujemy punkt i na karcie kontrolnej wpisujemy umieszczone na punkcie hasło. Odtąd już do końca trasy z Maćkiem i Chilim bo tak brzmią imiona teamu, z którym się zapędziliśmy będziemy biegli razem uzupełniając się nawigowaniem. Wybiegamy z lasu i pokonujemy krótki odcinek asfaltowy w miejscowości Łazy. Szybko odnajdujemy drugi punkt kontrolny, który tutaj umieszczono i po chwili zbiegamy na niebieski szlak rowerowy, który znów prowadzi nas do lasu. Biegnie się wspaniale. Psy świetnie współpracują , nawigujemy celnie więc można się cieszyć biegiem po leśnych duktach. A tutejszy las o tej porze roku zapiera dech. Pod nogami dywan kolorowych liści, wokół cała paleta kolorów. Gdyby ktoś to namalował pewnikiem wyglądało by jak kicz … Trafiamy na koleiny wypełnione wodą. Zwalniamy. Psy chętnie chlipią wodę. Chili wręcz kładzie się w kałuży dla ochłody.
Spisujemy hasło z trzeciego punktu kontrolnego i biegniemy dalej. Przebiegamy około 800 metrów i nagle na trasie spotykamy team z naszej kategorii, który biegnie w przeciwnym kierunku. Szybko wyjaśnia się, że zawodnik zgubił trzeci punkt kontrolny i musi do niego wrócić chcąc ukończyć zawody. Niestety mapa i koncentracja na trasie to podstawa w tego typu zawodach. Docieramy do miejscowości Kawiory i chwile biegniemy asfaltem. Po kilkuset metrach trasa znów prowadzi nas w teren. Szybko odnajdujemy ostatni już, czwarty punkt. Jak się później okaże był to najtrudniejszy do odnalezienia punkt na trasie, który ominęło kilku zawodników. Do mety zostało około 3-4km. Przed nami dość długi zbieg. Zbiegi są wspaniałe choć trzeba mocno się koncentrować bo pod dywanem liści sporo dużych kamieni. Pędzimy co sił w nogach. Niestety Goran zaczyna słabnąć…. Maciek z Chilim wyraźnie prą do przodu i zaczynają nam uciekać. I tak jestem pełen podziwu dla Gorana, który z regularnie wybieganym psem przez tak długi czas podejmował równą walkę. Zwalniam, zdrowie psiaka jest najważniejsze. To ma być przede wszystkim dobra zabawa. Zarówno dla mnie jak i dla mojego czworonożnego towarzysza. Notabene Wild Dogs Team, który jest organizatorem tych mistrzostw umieścił w regulaminie bardzo ważną informację o tym, że nie wolno zmuszać psów do biegu czy też marszu pod żadnym pozorem…
Przechodzę w lekki trucht, który wyraźnie pasuje Goranowi . Po chwili wbiegamy na trawiastą ścieżkę gdzie kończą się kamienie i przez trawę przeziera kilka małych kałuż z wodą . Goran łapie kilka łyków nie zatrzymując się. Nagle wstępują w niego nowe siły i zaczyna szaleńczy pościg za naszymi kompanami, których od jakiegoś już czasu nie widzimy przed sobą. Taśma zapięta do jego uprzęży i mojego pasa jest napięta do granic możliwości. Goran gna nie dając mi ani chwili wytchnienia a odkąd w oddali zamajaczył nam Maciek jeszcze przyśpiesza. Do mety mamy jakieś 500 metrów. Dzieli nas około 100. Walczymy. Już widzimy metę ale Maciek z Chilim też idą pełną parą. Wbiegamy na metę kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund po nich. Zdajemy numery startowe i karty kontrolne. I nagle padają słowa, które wywołują radość: jesteście pierwsi… Okazało się, że kilku zawodników, którzy uciekli nam gdy wracaliśmy do pierwszego punktu kontrolnego nie odnalazła wszystkich punktów bądź pogubiła trasę. Wreszcie można odsapnąć. Wymieniamy z Maćkiem uściski i gratulacje. Psy chłodzą się w przepływającym potoku. Idziemy z Gonią po posiłek, który przygotował organizator. Jest też opcja vege ale nauczeni doświadczeniem sceptycznie podchodzimy do tej informacji. Jak się okazuje niepotrzebnie gdyż uraczono nas pysznym i pięknie pachnącym wegańskim bigosem z możliwością dokładki . Coś wspaniałego. Co ciekawe, ów bigos jest stałą pozycją w menu Brandysówki.
Za linią mety….
Wiemy, że mamy „pudło”
Zwycięska trójka wymienia spostrzeżenia i chłodzi się w potoku.
Wicemistrzowie: Konrad i Goran oraz mistrzowie: Maciek i Chili
Po zakończeniu biegu organizator w czasie poprzedzającym dekorację przygotował kilka atrakcji w postaci pokazu umiejętności psiaków w biegu z przeszkodami . Odbyła się też wspomniana wcześniej prezentacja podopiecznych naszego schroniska. Wśród nich był oczywiście wicemistrz zawodów Goran. Dekoracja wygląda trochę inaczej niż przyzwyczaiły mnie do tego zawody biegowe. Nie było pudła a medale otrzymywali tylko zwycięzcy. Wszyscy uczestnicy, którzy pokonali trasę otrzymali dyplomy. Goran w nagrodę za wicemistrzostwo otrzymał wielką pakę karmy. Tutaj też bardzo miły gest ze strony uczestników. Pani, która zdobyła wicemistrzostwo kobiet postanowiła karmę, którą zdobyła ze swoim psem podarować Goranowi. Bardzo dziękujemy. Jak się później okazało inni zwycięzcy uczynili podobnie, dzięki czemu do schroniska przyjechało 45kg bardzo dobrej jakościowo karmy.
Dekoracja
I dalej zabawa …
Medal za drugie miejsce.
Dyplom
Wracamy. Z ciężkim sercem odwozimy Gorana do schroniskowego boksu. Spisał się dzielnie i jestem pełen nadziei, że między innymi ten fakt pomoże mu jak najszybciej znaleźć swojego człowieka.
Podsumowując ten mój debiut chciałbym podziękować Krakowskiemu Schronisku za możliwość wzięcia udziału w tej wspaniałej imprezie. Wszystkim wolontariuszom i pracownikom , którzy wzięli udział bądź przyłożyli rękę do tego wydarzenia.
Podziękowania dla Wild Dogs Team za świetną organizację zawodów. Pewnikiem się jeszcze zobaczymy…
Dziękuje za pomoc Goni, która ze mną pojechała i pomogła ogarnąć mi całe zawody.
Na koniec dziękuję Arkowi, który ma ogromny wkład w to, że „schodzę na psy” i wciągnął mnie w ten świat.
Konrad (Peepuck) Frantz i pies Goran
P.S.
Tutaj stronka Brandysówki , o której wspominałem we wpisie oraz link do twórcy licznych galerii fot z tego wydarzenia. Część z nich umieściłem w relacji.
EDIT: Od połowy lutego 2018 roku Goran mieszka w swoim nowym domu. Niech mu się wiedzie bo zasłużył bardzo 😉 . Gorąco pozdrawiam Kasię i Pawła dziękując jednocześnie za przyjęcie Gorana pod swój dach.
Foto: K. i P. Marcinkiewicz